wtorek, 9 lipca 2013

Szlak orlich Gniazd - RELACJA cz.5

Dzień ostatni. Wstaję jako pierwszy i robię ciepłe napoje: każdemu wedle woli kawa lub herbata. Jakie było moje zdziwienie kiedy odchyliłem płachtę wejściową namiotu i zobaczyłem jak leniwe promienie wschodzącego słońca padają na całe pole namiotowe. Na niebie nie było ani jednej chmurki, tylko czysty błękit. Śniadanie liche - dojadamy to co jeszcze nam zostało. Zwijamy namiot. Dziś już nie walczymy ze szlakiem Orlich Gniazd, dziś czujemy się przegrani, i kierujemy się do Zawiercia (najbliższego miasta z dworcem PKP). Nie ma co ryzykować, w jeden dzień i tak do Częstochowy nie dojedziemy, a jutro przecież wszyscy musimy iść do pracy. Winę za nasze niepowodzenie biorę na siebie Ja, na spółkę z pogodą. Zawaliłem rozwalając mój, i tak już średnio sprawny, rower. Z drugiej strony gdyby pogoda dopisywała nam na trasie, bylibyśmy w stanie pokonać dziennie więcej drogi, i być może do całej tej sytuacji na Morsku by nie było.

Przeprosiłem, obrażoną na mnie od wczoraj, Żanetę, okazałem skruchę i milion razy uderzyłem się w pierś. Mogliśmy dalej jechać naszą szaloną trojką w dobrych humorach.
Ruszyliśmy piekną asfaltową drogą, słoneczko świeciło i nagle trzasło, szarpnęło i zgasło... koniec zabawy na dziś (nie wiem czy chociaż kilometr przejechałem). Ponownie ta sama awaria. Nic z tym nie mogę zrobić. Widzę ponownie spojrzenia wiercące mi dziurę w brzuchu. Nie załamuje się. Przed nami 20 km, a ratunku żadnego - poprowadzę rower niczym kulawego przyjaciela. Dziewczynom mówię żeby na mnie nie czekały, niech jadą. Oczywiście postanowiły być solidarne i mnie eskortować, zatrzymując się co jakiś czas abym mógł do nich dojść. To był mój akt pokuty. Tego dnia TO JA miałem kryzys.


Po drodze miałem duuużo czasu aby podziwiać słynne skały Rzędkowickie i wspinaczy przygotowujących się do ich zdobywania, swoją drogą, sam chętnie wziął bym tam udział w kursie wspinaczkowym, więc kto wie, może to będzie jakiś mój cel na przyszłość.

Więcej co tu napisać... droga była monotonna i nic szczególnego się na niej nie wydarzyło. Bardzo szybko udało nam się pokonać tą trasę, dlatego mieliśmy sporo czasu żeby posiedzieć w samym Zawierciu i rozkoszować się promieniami słońca. Polecamy wszystkim ogromne hot-dogi z bufetu na dworcu. Są nieźle napakowane a kosztują tylko 6 zł!!!



Dalej to już droga naszymi kochanymi pociągami - bez przedziałów dla rowerów - do samego Chorzowa, stamtąd jeszcze trochę musiałem podeptać (ok. 10 km).
W sumie przeszedłem 30 km, i nie powiem żeby była to pestka!

Teraz już wszyscy wiemy co oznacza Szlak Orlich Gniazd, jest naprawdę piękny i warty zwiedzenia, nie ważne czy rowerem, czy pieszo. Każda forma aktywnosci niesie ze sobą pewien specyficzny wachlarz przygód i niespodzianek. Osobiście zraziłem się nieco do rowerów, sprzęt jest zawodny, nie ma to jak porządne treki ;) Mimo to liczymy, że jeszcze w tym roku uda nam się jeszcze wrócić na jurajski szlak i dokończyć go, od momentu w którym został brutalnie przerwany...


                                                                             KONIEC

 A oto krótka relacja fotograficzna :) [aktualizacja 19.11.2013r.)
 http://www.youtube.com/watch?v=Y3mbKYANtJ4

1 komentarz:

  1. po pierwsze nie byłam obrażona ale zła! a to jest różnica :P
    po drugie szkoda, że się zraziłeś do rowerów :(

    i po trzecie był to fajny wyryp i długo go będziemy wspominać XD

    we wrześniu kończymy, obowiązkowo!

    OdpowiedzUsuń