czwartek, 28 lutego 2013

Górski szpan



Od jakiś 20 lat na górskich szlakach możemy zaobserwować rozwijanie się pewnego zjawiska determinowanego ludzkim snobizmem, jakim jest prześciganie się w posiadaniu coraz to "wypaśniejszego" sprzętu, coraz to droższych marek. Trudno się temu dziwić gdyż jest to najzwyklejsze społeczno-ekonomiczne zachowanie, które ujawniło się wraz z pojawieniem się na polskim rynku outdoorowym zagranicznych producentów, a później także naszych rodzimych (CampuS, Alpinus, HiMountain).
  Kiedy jako dziecko rozpoczynałem moją przygodę z górami (byłem siłą ciągany przez ojca, który swego czasu był zapalonym górołazem) ciągle panował PRL-owski trend na flanelowe koszule - które otrzymywał chyba każdy kto pracował z zakładzie pracy - jeansowe szorty, skórzane zimowe buciory, lub trampki (jak kto wolał), plecaki: popularne alpejki, i turystyczne kuchenki na spirytus. Każdy miał właściwie to samo wyposażenie, bez żadnych marek, bez żadnych logo, metek itp. Funkcyjność odzieży? Możemy się domyśleć, że wszystko musiało pięknie chłonąć pot i "orzeźwiająco" pachnieć, a membrany? hmm... wydaje mi się że jedyną osłoną przed atakami deszczu były gumowe lub foliowe peleryny. W takim razie dlaczego ludziom to wystarczało? Odpowiedź zdaje się być prosta - bo nie znali niczego lepszego. Z opowieści ojca i kilku przeczytanych artykułów w prasie turystycznej nasuwa mi się jeden wniosek: ówcześni turyści mogli się bez reszty oddać przyjemności wędrówki i podróżowania, turystyka górska była tania (spanie na glebie za symboliczną złotówkę a wrzątek w każdym schronisku za darmo) i ogólnodostępna (wiadomo jak było z wyjazdami za granicę).
 
  A jak to jest dzisiaj? Piękna pogoda, promienie wczesnego słońca padają nam na twarz, a my ruszamy z Kuźnic w stronę Hali Gąsienicowej. Idzie spora grupa turystów i przy budce z biletami wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego już uformowała się niewielka kolejka. Przede mną idzie para - oboje dumnie dźwigają plecaki z Arc'Teryxa w tym samym odcieniu, za mną zwolennicy Deutera, którzy wzajemnie zachwalali swoje plecaki dopóki strome podejście i zadyszka nie odebrały im głosu. Gdzieś w tłumie słyszę jak ktoś "próbuje" szeptać "patrz! On ma Asolo!", "ona ma Milo", "a ten ma Quechua! Co za amator". Spodnie z tego, polar z tego, kurtka z tego a majtki z czego innego, to, że niektóre rzeczy są lepsze a inne gorsze nie powinno mieć wpływu na postrzeganie innych turystów, w końcu łączy nas tam sama, wspaniała górska pasja. Już pomijam fakt, że gdyby każdego było stać to pewnie wszyscy chodzili by w samych górnolotnych modelach, bo to przecież właśnie finanse są największą blokadą, kiedy stajemy przed wyborem pomiędzy przeciwdeszczową kurtką z lidla za 80 zł, średnim modelem CampuS'a za 200 zł a North Face'm za 1000 zł. Wyborów powinniśmy dokonywać wedle tego czego potrzebujemy, albo DO czego tego potrzebujemy, bo o ile w Beskidach oblecimy wiosenny deszczyk w kurtce z bazaru, to na tatrzańskich wierchach przydałoby się już coś lepszego. Nie próbujmy oczarować innych turystów tym jacy to jesteśmy zajebiści bo mamy super buty z super firmy, te buty same za nas szlaku nie przejdą.





 



Słowem wstępu

   Sezon zimowy nieubłaganie dobiega już końca. Jeśli wierzyć synoptykom, to na kolejny śnieg przyjdzie nam poczekać przynajmniej do listopada. Czy cieszę się z tego powodu? Trochę tak, trochę nie...
   Po raz kolejny mam sobie do zarzucenia, że nie spróbowałem nawet nauki jazdy na nartach - co roku to sobie obiecuję, jednak to nie ma kasy, to czasu, a to znowu "daj spokój! Ja na stoku? ale siara".  Tyle było mojego jeżdżenia, że poobserwowałem sobie narciarzy i snowboardzistów wjeżdżając wyciągiem na Czantorię. Wstyd i hańba. Żałuję więc że zima tak szybko się skończyła, bo może jakoś zmobilizował bym się w marcu i mówiąc znamienne "raz kozie śmierć" sciął bym na krechę parę stoków... miał bym potem czym szpanować pielęgniarkom lepiącym mi gips na kończyny ;)
Niedosyt pozostał także jeśli chodzi o zimowe wspinanie, ale tutaj blokuje mnie ciągle brak odpowiedniego sprzętu, i kompanów do wspólnego milczenia w trakcie zdobywania kolejnych metrów przewyższenia. Tutaj daję sobie jeszcze czas, w końcu w górach pokrywa śnieżna może utrzymać się nawet do maja, no ale to juz nie będzie zima. Pewnie będę musiał poczekać na urozmaicenie mojego górskiego portfolio o fotografie na tle białego puchu do kolejnego sezonu.
   No ale jest też ta druga, przyjemniejsza strona medalu ;) Rozpoczyna się uwielbiany przeze mnie sezon: wiosna-lato-jesień - tu nic mnie nie ogranicza... jedynie wyobraźnia. Właśnie tak siedząc na moim szarym blokowisku i planując gdzie by tu zainaugurować początek działalności górskiej w tym roku, wpadłem na samobójczy pomysł stworzenia własnego bloga, w którym chciał bym podzielić się wrażeniami z moich podróży, wycieczek, tego co dzieje się w górskim świecie, opiniami na temat turystycznego sprzętu, no i w końcu moimi osobistymi przemyśleniami typu "czy piwo kupić w schronisku? czy za tą samą cenę kupić trzy w spożywczaku i wnieść je na górę w plecaku?" ;)
    Mam nadzieję, że moje wypociny nie będą uderzały w niczyje odczucia osobiste, ani zaburzały cudzych światopoglądów pomimo mojego spaczonego umysłu ;)