piątek, 29 marca 2013

Wiosennych Świąt Wielkiej Nocy!

 

 Jako, że narzekaliśmy na brak śniegu w czasie świąt Bożego Narodzenia, Ktoś Tam u Góry (trochę wyżej niż na Mt. Everest) postanowił, że wynagrodzi nam to w Wielkanoc. Dziekujemy za taką troskę ;)
   I tak oto zamiast zielonych pączków i kwiatów, dalej mamy śnieg i błoto, oby tylko nie przeszkodziło to wielkanocnemu zajączkowi!!!
 
   Mimo niesprzyjajacej aury chciałbym życzyć wszystkim outdoorowcom i poszukiwaczom przygód aby te święta były zdrowe i spokojne, natchnęły nie jednego ducha do zaplanowania wiosennej wyprawy, obfitowały w bliskość osób na których najbardziej nam zależy, aby święta były również smaczne i nie tuczące, i aby w ich trakcie wyjrzało do nas słońce!
  Dodatkowo wszystkim Paniom życzę mokrego dyngusa, i to nie od chlapy na dworze czy od potreningowego potu ;))


                                  Smacznego jajka Wam wszystkim!!!

czwartek, 28 marca 2013

Z cyklu Outdoorowa Szafa - Kocham Softshelle!!!

 
    W posiadaniu softshella znalazłem się zanim jeszcze zostałem uświadomiony, że w ogóle coś takiego istnieje. Powoli rozkręcała się moja przygoda z górami, a pasja pogłębiania wiedzy o sprzęcie i ekwipunku outdoorowym nie była jeszcze tak gorąca, ale jako że był środek lata (sezonu), a pogoda nie rozpieszczała, postanowiłem zakupić jakąś kurtałę. Jako najczystszy laik już miałem jakieś wymagania: kurtka miała być uniwersalna (lato, wiosna, jesień, zima w tej katance zimno ni ma ;) ) - czyli wbrew złotej zasadzie "jeśli coś jest do wszystkiego to jest do dupy". Po drugie: musiała być wodoodporna (przeczytawszy pierwszy lepszy artykuł w internecie stwierdziłem że koniecznie musi być membrana, najlepiej od razu GORE) i wiatroszczelna. Trzecie i czwarte to standard: kaptur i wywietrzniki pod pachami (wywietrzniki bo przecież jak są to jest wypas ;p ). Po piąte odrobina fanaberii: kurtka musiała być w kolorze czerwonym, a najlepiej w czerwono-czarnym (niestety to "widzi-mi-sie" ciągnie się za mną do dziś, lubie czerwony kolor i tyle). No i w końcu po szóste: CENA! Oczywiście najlepiej jakby cena kurtki zmieściła się w 200 zł, a to i tak majątek!
  Kilka dni wertowałem "allegro" i sklepy internetowe w poszukiwaniu tego idealnego modelu. W końcu taki znalazłem. Nagrzałem się na niego tak bardzo, że nawet nie pokusiłem się o poszukanie opinii na jego temat. Gorączkowałem się tym bardziej, że do konca aukcji zostało mało czasu, a ja ciągle czekałem na zaległy przelew z firmy. Stan konta sprawdzałem co godzinę, później co pół no i kiedy tylko środki się pojawiły z ulgą nacisnąłem "Kup teraz". Skoro kurtka była już zaklepana to mogłem na spokojnie poczytać o niej w sieci. Dopiero wtedy zorientowałem się, że kurtka na aukcji nie posiadała nazwy własnej, lecz sprytnie występowała pod zwodniczą nazwą "The North Face Gore-Tex XCR jacket". Tego modelu - ani żadnego podobnie wyglądającego - nie znalazłem w żadnym sklepie ani w żadnym katalogu North Face'a. Na dodatek znalazłem artykuł na temat niezwykle zgrabnych podróbek kalifornijskiej firmy. No i pojawiły się wątpliwości. "Czy wydałem trzy stówki na Fake'a?". Szukałem przeczącej odpowiedzi ale nie znalazłem, jedynie sklep "North Face outlet", którego oryginalność również budzi wątpliwość, oferował zakupiony przeze mnie model kurtki. Wlało to w moje serce trochę nadziei, ale przestałem więcej czytać na ten temat i postanowiłem, że fake czy nie, najrozsądniej sprawdzić kurtkę w terenie.
  Kiedy doszła do mnie przesyłka, aż nie mogłem uwierzyć że to podróbka. Świetne wykonanie - małe chińskie rączki sprawiły się naprawdę świetnie. Materiał typowo softshellowy na pewno wyposażony w jakąś membranę bo chronił dobrze przed wodą i wiatrem. Zamki firmy YKK (kto siedzi w temacie ten wie ze dobre ;)), patki Velcro, wszędzie oryginalne logo THE NORTH FACE, metki były, od wewnetrznej strony micropolar - "wyjatkowo udana podróba" - pomyślałem. No i ta podróba długo chodziła ze mną wszędzie: Tatry, Bieszczady, Beskidy. Chociaż oddychalność w cieplejszych warunkach była słaba, to pozostałe atuty tego softshella przykryły tą przykrą wadę. Co więcej na stronie pseudo-outletu North Face, przy tej kurtce w nazwie było ujęte Winter Softshell, hmmm... mogę więc sądzić, że maszerując zimą oddychalność z pewnością będzie lepsza.
  Minął rok jak uzytkowałem tą kurtkę (i nadal to robię) ale coś mnie podkusiło i niby tak z nudów zacząłem ogladać kurtki softshellowe nowej generacji w sklepach internetowych ( od ostatniego zakupu sporo się naczytałem, przetestowałem, dopytałem, i odkryłem, tak że w sekundę odnajdywałem wady i zalety każdego produktu). Mieliście też kiedyś uczucie, że czegoś nie potrzebowaliście bo przecież macie, ale to co widzicie jest takie "super-wow!" i w sumie od przybytku głowa nie boli? Ja właśnie tak miałem, tym bardziej że akurat była posezonowa obniżka. Skusiłem się na leciutki softshell MILO Yannu i decyzji, ani wydanych pieniędzy nie żałuję. Kurtka wykonana z cienkiego, lekkiego materiału softshell 3LF, który zachowuje swoje właściwości przy jednocześnie niskiej wadze i kompaktowości, wyposażony w autorską acz całkiem zacną membrane Aquatex 10/10, podklejane szwy, anatomiczny krój, kaptur z regulacją głębokości i wysoką gardą, wywietrzniki pod pachami, wszystkie zamki YKK dodatkowo zaminowane, na ramionach wgrzane wzmocnienia, kieszenie boczne umiejscowione aby mozliwy był dostęp do nich w uprzęży czy po założeniu pasa biodrowego, regulowane mankiety (akurat te trochę słabo trzymają ale zamirzam coś z tym zrobić). Ogólnie mówiąc - nic wiecej w 3 sezonowej kurtce nie potrzeba, chociaż ja kurtkę eksploatuję również zimą zakładając pod nią porządny polar 300.
  Dlaczego tak uparłem się na softshelle? To wszystko kwestia gustu i tego do czego wykorzystujemy kurtki. Mi nie raz dane było doświadczyć, że w górach częściej przeszkadza mi silny wiatr niz ulewny deszcz. Ponad to w trakcie konkretnego podejścia człowiek grzeje się jak piec kaflowy i występuje potrzeba aby kurtka dobrze oddychała, bo inaczej cali się zapocimy. Te dwa podstawowe wymogi właśnie spełaniają kurtki typu softshell. Miały być one opozycją do tzw. hardshelli - typowych membranowych kurtek uszytych z pancernego materiału (cięższych i gorzej oddychających - lepsza membrana to gorsze oddychanie). Z czasem i do softshelli zaczęto dodawać membrany, co jedynie podwyższyło ich rangę w górskiej modzie. Reszta to szczegóły występujące w obu rodzajach kurtek. Co do hardshelli to trzeba powiedzieć, że nie są one nieprzemakalne w 100%, nawet najlepsze membrany tego nie gwarantują, dlatego JA na ewentualność srogiej ulewy noszę w plecaku mieszczącą się do kieszeni nylonową kurtkę (która nie oddycha nic a nic, ale za to wody też nie przepuszcza).
   Jeśli staliście kiedyś na szczycie a warunki nie sprzyjały, wiatr atakował bez litości, a schować się nie było gdzie, a Wy tylko założyliście kaptur swojego softshella i niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zapomieliście, że w ogóle wieje - to wiecie o czym piszę i dlaczego właśnie te kurtki kocham...



poniedziałek, 18 marca 2013

Relacja z prelekcji





  "Annapurna na lekko"... Długo zastanawiałem się skąd taki tytuł. Zdobywanie trudnego technicznie
8-tysięcznika, gdzie pogoda nie rozpieszcza... czy tam cokolwiek może być lekkie?  

Teraz gdy już zobaczyłem film Darka Załuskiego wszystko zrozumiałem. Obraz pokazuje całkowicie swobodne, lekkie podejście czwórki himalaistów realizujących plan zdobycia szczytu Annapurny. Życie obozowe nie jest tam trudne (przynajmniej do pewnej wysokości). Rozbicie namiotów, mesy, i piwko... obiadek, a po obiadku papierosek i znowu piwko... Reżyser w lekko zabawny sposób pokazuje, że himalaiści to normalni ludzie, z najprostszymi potrzebami, którzy wydają się maksymalnie odpoczywać i korzystać z życia alczyć z odmrożeniami, chorobą wysokościową i silnymi wiatrami na grani. Wydaje się to zroie wiadomo, jak potoczy się wyprawa - a może po raz ostatni ktoś z nich kosztował złocistego napoju? Himalaiści w składzie: Piotr Pustelnik, Piotr Morawski, Peter Hamor i Dariusz Załuski nie zdobyli szczytu. Z powodu trudnych warunków pogodowych byli zmuszeni odpuścić i zawrócić, będąc zaledwie 150 m od wierzchołka. Może gdyby wtedy zaryzykowali, ruszyli po ostatni odcinek drogi, nie wrócili by razem, cali i zdrowi? Trudno gdybać. Annapurna i tak nieco później została pokonana przez Piotra Pustelnika pomimo tego, że wszyscy odradzali mu kolejne wyprawy, mówili "że to zły znak", "że góra go tam nie chce". Piotr został ukoronowany przez Himalaje, zdobył koronę najwyższych gór, a teraz opowiada i dzieli się swoim doświadczeniem z młodym pokoleniem górskich zapaleńców.








W kinoteatrze Rialto Piotr Pustelnik wygłosił prelekcję pt. "Uzależnienie". Mówił o partnerswie w górach, o tym jak ważne jest posiadanie dobrego partnera w każdych górach, nie tylko w tych najwyższych. Piotr Pustelnik swoich partnerów szukał długo, w końcu za takich uznał Krzysztofa Wielickiego, Ryszarda Pawłowskiego, a poźniej także Piotra Morawskiego. "W górach tworzą się tak silne więzi, że później przechodzą na niziny" - mówił - "to inaczej niż dzieje się zazwyczaj, kiedy to zabieramy w góry nasze rodziny i znajomych". Na pomoc partnerów można liczyć zawsze, nie tylko w strefie śmierci, ale kiedy walczymy z życiowymi dramatami i grunt wali się pod nogami.
















czwartek, 14 marca 2013

"Annapurna na lekko"





 
Jutro o godzinie 20:00 w katowickim kino-teatrze RIALTO odbędzie się prezentacja uznanego w świecie górskiej kinematografii filmu Dariusza Załuskiego pt. "Annapurna na lekko". Film zdobył nagrodę specjalną na Przeglądzie Filmów Górskich w Lądku Zdroju, Grand Prix na szóstym Festiwalu Filmów Górskich w Krakowie oraz Nagrodę za najlepszy film górski na Międzynarodowym Festiwalu Filmów Górskich w Vancouver 2009. 


   Film opowiada o wiosennej wyprawie śp. Piotra Morawskiego, Piotra Pustelnika, Petera Hamora i reżysera Dariusza Załuskiego na szczyt Annapurny. Himalaiści zdobyli wówczas jedynie wschodni wierzchołek ośmiotysięcznika, po czym Piotr Morawski zawrócił aby udzielić pomocy tybetańskiemu himalaiście, który doznał ślepoty śnieżnej. Wyprawa była częścią projektu o nazwie Tryptyk Himalajski, który zakładał również zdobycie szczytów Czo Oju i Broad Peak (oba zostały zdobyte). Piotrowi Morawskiemu nie udało się już drugi raz zmierzyć z obliczem Annapurny, ponieważ w czasie drogi aklimatyzacyjnej na Dhaulagiri w 2009 roku wpadł w szczelinę lodową głęboką na 25 metrów, i pomimo wydobycia ze szczeliny (przez Petera Hamora) i reanimacji, zmarł. Film "Annapurna na lekko" to ostatnia filmowa dokumentacja dokonań dobrze zapowiadającego się wspinacza Alpinus Expedition TeamPiotra Morawskiego.

Śp. Piotr Morawski
Peter Hamor

Dariusz Załuski
Po prezentacji filmu głos zabierze uczestnik tamtej wyprawy, wybitny himalaista starego pokolenia - Piotr Pustelnik, który wygłosi prelekcję pt. "Uzależnienie". Mam zamiar wziąść udział w tym wydarzeniu Katowickiego Przeglądu Filmów Górskich i nie ukrywam, że liczę na to, że padnie również kilka słów na temat ostatniej tragedii w masywie Broad Peak. Nestor polskiego himalaizmy zdobł ten ośmiotysięczny szczyt, więc zapewne pamięta jak wyglądała droga, jakie skrywała pułapki i być może zechce podzielić się ze słuchaczami swoimi osobistymi odczuciami nie tylko wobec zaginięcia Macieja Berbeki i Tomka Kowalskiego, ale również co do wyprawy poszukiwawczej Jacka Berbeki.
Piotr Pustelnik





poniedziałek, 11 marca 2013

Broad Peak nie odpocznie!

Maciej Berbeka, 1954r.-2013r.                                                  Tomasz Kowalski, 1985r.-2013r.

- ONI JUŻ ODPOCZYWAJĄ, WYŻEJ NIŻ SAME ANIOŁY -

Jacek Berbeka, to on miał znaleźć się na pierwszej liście członków wyprawy Polskiego Himalaizmu Zimowego na Broad Peak, jednak ostatecznie Krzysztof Wielicki uznał, że uczestnictwo i zdobycie szczytu nikomu nie należy się bardziej niż Maciejowi Berbece, który 25 lat temu atakował Broad Peak zimą i nie zdobył go, omylnie uznając za szczyt przedwierzchołek Rocky Summit. Wówczas Maciej Berbeka ustanowił zimowy rekord wysokości w Himalajach, który długo nie został pobity... 

25 lat Maciej Berbeka czekał aby powrócić w Karakorum, i dokończyć to co zaczął. Udało mu się! Wydarł swój ostatni ośmiotysięczny szczyt, który był mu przeznaczony. Niestety Karakorum słono policzyło mu za ten sukces. Broad Peak zostawił Macieja przy sobie, jako strażnika szczytu...

Maciej i Tomek pozostaną na POLSKIEJ górze, jako Nasi ambasadorzy, bez względu na to, czy wyprawa Jacka Berbeki  się powiedzie czy nie. 
  Jacek Berbeka oświadczył dziś, że kompletuje wyprawę, której celem będzie odnalezienie ciała jego brata i Tomasza Kowalskiego, oraz godne pochowanie ich na szczycie tragicznej góry. Wyprawę przewiduje na przełom czerwca i lipca, z wykorzystaniem maksymalnych środków bezpieczeństwa. Wiadomo, że w organizacji wyprawy pomoże rodzina i przyjaciele zmarłych himalaistów, a także ministerstwo sportu i turystyki. Kto pojawi się w gronie poszukiwaczy? Na razie nie wiadomo, ale szacuje się, że potrzebnych będzie od 6-10 ratowników. 
  
Nie wiadomo jeszcze jednego: czy Broad Peak znowu postanowi kogoś przy sobie zatrzymać?
 

środa, 6 marca 2013

Broad Peak - Nadzieja umiera ostatnia...

 
od lewej Shaheen Baig, Artur Małek, Tomasz Kowalski
 Cały górski świat od ubiegłej niedzieli wpatruje się w Karakorum, gdzie czterej dzielni Polacy: Tomasz Kowalski, Maciej Berbeka, Artur Małek i Adam Bielecki pod kierownictwem legendy polskiego himalaizmu Krzysztofa Wielickiego, walczą z nieposkromionym zimą masywem Broad Peak. Wiemy już, że wszyscy osiągnęli szczyt, ale o sukcesie będzie można mówić dopiero kiedy wszyscy cali i zdrowi znajdą się w obozie głównym.
Od rana ze wszystkich serwisów informacyjnych dochodą niepokojące wieści o braku kontaktu z dwójką wspinaczy, którym nie udało się powrócić po ataku szczytowym do obozu IV (Kowalski i Berbeka). Kierownik wyprawy - Krzystof Wielicki - poinformował głównego organizatora projektu Polski Himalaizm Zimowy - Artura Hajzera - iż uznaje wspinaczy za zaginionych i należy zacząć się martwić, ponieważ dziś w nocy ma nastąpić załamanie pogodowe, a do tego czasu wszyscy wspinacze powinni znaleźć się na bezpiecznej wysokości.

Ta cisza trwa zdecydowanie zbyt długo, choć zazwyczaj radiowa cisza to dobry znak, znak, że są zajęci schodzeniem i nie chcą rozpraszać się nawiązując kontakt radiowy, ale upłynęło już tyle czasu, że zaczynam mięć wątpliwości. Wyobrażam sobie, że jestem w ich sytuacji, na wysokości na której trudno oddychać, każdy oddech to walka. Wycieńczenie organizmu który przestaje się regenerować. Mimo, że warunki pogodowe dobre - jest bezwietrznie - to -35 stopni Celsjusza mrozi palce i stopy. Noc spędzona pod gołym niebem, być może w śnieżnej jamie, również nie daje należytego odpoczynku zmęczonemu ciału... ale ciało jak ciało, to psychika i wola walki jest najważniejsza, a ona też słabnie. Przychodzi noc, a jak wiadomo noc przynosi różne myśli. Być może z miejsca w którym nocowali widzieli nawet obóz IV, może widzieli światła w namiotach, odległość która ich dzieliła od obozu to ok. 500 m - wydaje się mało, ale w takich warunkach to kilka godzin marszu. Co myśleli? Czy było z nimi naprawdę źle?

    Wierzę, że dziś pojawią się dobre wieści, chcę w to wierzyć... że się odnaleźli, przemarznięci, wykończeni i z odmrożeniami ale żywi!

Bo gdyby było inaczej... to taka cena za to czego nikt inny nie dokonał jest zdecydowanie za wysoka.