niedziela, 17 listopada 2013

"Jaki jest Kościelec każdy widzi"


Kościelec wznosi się na wysokość 2155 m n.p.m., co stanowi .... metrów przewyższenia od Hali Gąsienicowej, a .... m od parkingu w Kuźnicach.
Idąc szlakiem... z .... przez Halę Gąsienicową, ujżymy go jako skalną piramidę, dumnie górującą nad dolinami Czarnego i Zielonego Stawu Gąsienicowego. Kościelec zdaje się występwać przed szereg. Chowając za swym grzbietem jedne z najatrakcyjniejszych i najtrudniejszych szlaków w polskiej części Tatr Wysokich jak np. szlak na Świnicę z Przełęczy Świnickiej, czy rozpoczynającą się wymagającym przejściem Zawratu Orlą Perć.

WIDOK NA KOŚCIELEC Z HALI GĄSIENICOWEJ
Nazwa "Kościelec", podobnie jak większość nazw tatrzańskich szczytów, pochodzi z góralskiego nazewnictwa (jakośik trza było nazwać tą górę, u podnóża której wypasały się owiecki). W tym przypadku trójkątny, majestatyczny szczyt skojażył się góralom z dachem, kopułą kościoła. Może i faktycznie jest tu trochę podobieństwa, ale nie znając genezy nazwy, potrafiliśmy doszukać się co najmniej kilku - nie zawsze logicznych - wyjaśnień jej pochodznia.

Jak narazie szczyt góry odwiedziłem dwukrotnie. Za pierwszym razem traktowałem to jako wyzwanie. Brak łańcuchów i znaczna ekspozycja skutecznie podnosiły poziom adrenaliny, a spowodowane słoneczną aurą nagromadzenie ludzi na szlaku stwarzało dodatkowe zagrożenie (pamiętajcie, że oprócz wiary w swoje umiejętności, trzeba wziąć również poprawkę na innych turystów, którzy nie dość, że mogą spuścić nam kamień na głowę, to w razie zagrożenia będą starali się uratować naszym kosztem - niestety mechanizm ludzki tak działa).
Drugim razem, wejście na Kościelec było formą rozgrzewki, która miała zarazem otworzyć mój sezon tatrzański 2013. Tym razem pogoda również nie była najgorsza, ale chmury nisko siedziały, i powyżej wysokości 1700 m n.p.m wspinaliśmy się w "gęstym mleku". Widoków nie było, ale przynajmniej przełożyło się to na niewielką liczbę turystów oblegającą szczyt, i można było spokojnie posiedzieć, odpocząć i posilić się, zrazem delektując się satysfakcją z odbytej wycieczki.

Wszystkim, którzy jeszcze nie mieli okazji zmierzyć się z trasą, polecam szlak niebieski z Kuźnic przez Dolinę Jaworzynki. Jest to latem jeden z najbardziej obleganych odcinków, ale jest to z całą pewnością spowodowane malowniczą Halą Gąsienicową (na której zdjęcia zawsze wychodzą), klimatycznych schroniskiem "Murowaniec", a także prowadzącymi stamtąd szlakami na Kasprowy Wierch, Świnicę, Czarny Staw Gąsienicowy no i właśnie Kościelec. Szlak popularny jest również wśród taterników, dla których schronisko PTTK na Hali Gąsienicowej i kultowa "Betlejemka" to doskonałe bazy wypadowe.
Kiedy już dotrzemy do "Murowańca", najlepiej pozostawić w schroniskowym depozycie wszelki nadbagaż i kije trekkingowe - będą nam tylko przeszkadzać. Odpocznijmy tu trochę, napijmy się herbaty, zafundujmy sobie energetyczną przekąskę, bo przed Nami sporo pracy ;) (Odradzam picie alkoholu w schronisku, szczególnie w większych ilościach. Alkohol sztucznie nas rozgrzewa, sprawia, że mocniej się pocimy i odczuwamy większy dyskomfort. U osób wrażliwszych może spowodować zaburzenia równowagi, lub logiczną ocenę sytuacji).

Opuszczamy schronisko nie zwlekając za długo, bo przecież trzeba jeszcze wejść i zejść!
Ruszamy żwawym krokiem w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego, przy którym znajdziemy się już po 30 minutach (czarny szlak spod schroniska). Nacieszmy oczy niezmąconą i klarowną taflą stawu, po czym wkroczmy na "kamienną siłownię" prowadzącą na przełęcz Karb, tu ruch turystyczny znacznie się przerzedza (naturalna selekcja - wytrwają najsilniejsi!).
KOŚCIELEC DUMNIE GÓRUJĄCY NAD CZARNYM STAWEM GASIENICOWYM
Dlaczego "kamienna siłownia"? Kto był, ten wie, że nieźle puchną mięśnie ud (szczególnie czterogłowy), od pokonywania pnących się wysoko kamiennych stopni. Krótkie przerwy są jak najbardziej wskazane, tym bardziej, że ze szlaku mamy pełny widok na Czarny Staw i grań Orlej Perci. Dopiero tu, z góry widać jak głęboki i intensywny kolor ma staw.

DOJŚCIE NA PRZEŁĘCZ KARB
WIDOK NA DOLINĘ ZIELONEGO STAWU GĄSIENICOWEGO I KASPROWY WIERCH
KOŚCIELEC WIDZIANY Z PRZEŁĘCZY
Wyczerpująca wspinaczka wyprowadza nas na przełęcz Karb, skąd można albo podjąć wyzwanie i zdobyć szczyt, albo zawrócić przez dolinę Zielonego Stawu Gąsienicowego.
Skoro powiedzieliśmy "A" to musimy powiedzieć też "B"! ;)
Szlak od razu zaczyna się stromo, ale przynajmniej nie ma schodów. Idąc kamiennym usypiskiem, radzę patrzeć pod nogi i mieć ręce gotowe do asekuracji, zwłaszcza gdy aura jest wilgotna, lub co gorsza - kiedy pada. Pokryte mokrym mchem kamienie to istna zasadzka na nieuważnych turystów.
Dochodzimy do małego "pseudokominka". W tym miejscu - jak zauważyłem - najwięcej osób rezygnuje, chociaż jest to właściwie jedyna tego typu atrakcja na szlaku. Trzeba pokombinować gdzie położyć rękę, gdzie stopę - jak przy wspinaczce.
Kiedy już nasze dłonie doznały pierwszego kontaktu ze skałą, czas zacząć je mocniej eksploatować. Oto przed nami układają się niezwykle eksponowane, surowe płyty, które zawiodą nas, jedna po drugiej, aż na szczyt. Już wspominałem, że szlak nie posiada żadnych ubezpieczeń (ani w postaci klamer, ani łańcuchów) toteż kroki stawiamy bez zbędnego pośpiechu, asekurując się rękami kiedy to tylko możliwe. Chociaż w wysiłek angażujemy też górne partie ciała, to zmęczenie jest niemal niezauważalne - odrobina adrenaliny, oraz widoki zajmują całą uwagę.
DALEKO W DOLE CZARNY STAW

Do końca szlaku poziom trudności już nie wzrasta, chociaż dla osób odczuwających lęk przestrzeni czy wysokości zabawa dopiero się zaczyna ;)
Na szczycie Kościelca (2155 m n.p.m) jest naprawdę niewiele miejsca. W sezonie letnim, przy dobrej pogodzie może zrobić się tam tłoczno, a co za tym idzie - niebezpiecznie. Najlepiej więc pstryknąć pamiętkową fotkę, uczić "zwycięstwo" odrobiną słodyczy, spróbować ogarnąć wzrokiem ogrom tatrzańskich pejzaży, po czym ustąpić miejsca następnym turystom (ci jednak nie zawsze myślą tak empatycznie).

SZCZYT

WYSOKOŚCIOMIERZ POD SZCZYTEM

Schodzimy. No tak, niby droga ta sama, ale jakby... trudniejsza?
Dokładnie tak jest. Schodzenie ze stromej góry to również walka z prawami grawitacji, łatwiej się poślizgnąć, a ewentualny upadek może się skończyć dopiero na przełęczy, lub - po bajecznym locie - w Czarnym Stawie. Schodzenie to również nieco inna praca nad utrzymywaniem równowagi, oraz inne postrzeganie przestrzenne. Patrząc ze skalnej płyty w dół, droga, którą mamy iść wydaje się niemal pionowa.


Zaobserwowałem, że wśród turystów dominują dwie techniki. Pierwsza to utrzymywanie kontaktu z płytą stojąc przodem do niej: ręce opieramy na solidnych punktach, a nogami wyszukujemy kolejnych możliwości zaczepienia, po czym opuszczamy się na nie.
Druga technika, to ustawienie plecami do płyty. Kontakt dłoni jest słabszy i mniej pewny, ale za to wykorzystuje się oparcie pośladków o skały, co daje większą powierzchnię tarcia, a także - w przeciwieństwie do pierwszej techniki - daje szerszy i mniej skrępowany widok na to co jeszcze przed nami.
Osobiście stosuję pierwszą metodę, ponieważ przy tej drugiej strasznie wycierają się spodnie na tyłku, a użytkowanie większego plecaka jest dość niekomfortowe, bo stale nim zawadzamy.


Cali, zdrowi i uśimiechnięci docieramy do przełęczy Karb, zachęcając wszystkich tych, którzy się wahają, że naprawdę warto podjąć ten trud.
Na koniec warto wspomnieć, że szlak na Kościelec,z racji braku sztucznych ułatwień, jest oznakowany "ryczącą", czerwoną tablicą informującą, że jest to szlak bardzo trudny. Dlatego też wszystkich miłośników chodzenia po górach w trampkach, balerinach czy innych japonkach, gorąco zachęcam do kupienia swojej pierwszej pary butów trekkingowych, które nie tylko zadbają o nasze bezpieczeństwo, ale poprawią również komfort naszej tatrzańskiej wędrówki.