Całą "bezpłodną" zimę górskie serce rwało się aby w końcu wyruszyć na szlak, i zobaczyć jak przyroda budzi się do życia. W Beskidzie Śląskim już zaczęło się mocno zielenić, choć w niektórych miejscach (tych ukrytych przed słońcem, głównie po północnej stronie) wciąż zalegała twarda, 30-centymetrowa pokrywa śnieżna. Górskie strumienie przybierają na sile, śnieg topnieje i fragmenty szlaku toną w wodzie, ale kiedy słońce mocno grzeje, na niebie ani jednej chmurki, taki spacer to sama przyjemność.
No ale przyjemność przyjemnością, o ile pogoda była sprzyjająca, to fakt, że zabrałem nowe buty trekkingowe na "rozchodzenie" odczuwam jeszcze teraz. Pomimo porządnej górskiej skarpety piętę starłem do mięsa. W trakcie marszu nie bardzo się tym przejmowałem, ale następnego dnia... chodzić się nie dało. Być może moje buty nie są najlepsze, bo o modelu Dhaulagiri od TNF krążą różne opinie, ale żeby tak torturowały? Na razie przyjąłem, że każde buty trzeba rozchodzić, i prawdopodobnie niekoniecznie od razu na szlaku, no cóż... z czasem zobaczymy czy miałem rację ;)
![]() |
Podejście na szczyt Klimczoka 1117 n.p.m |
![]() |
Pewnie wiecie, że to przed schroniskiem na Klimczoku, a wiecie, że za schroniskiem jest niewielki basen dla tych co zgrzali się na szlaku? |
![]() |
Bawarska architektura schroniska na Szyndzielni z 1897r. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz