Dwa tygodnie temu brałem udział w kursie animatora zabaw dziecięcych... Po co? Dla papierka! Ale czy aby na pewno?
Kiedy na kursie Szymon (instruktor) zapytał mnie dlaczego zapisałem się na kurs, odpowiedziałem "że jadę na święta do rodziny mojej dziewczyny i będą tam DZIECI, a ja chcę się przełamać" - mówiłem to wtedy raczej żartobliwie, nie spodziewając się, że będą to słowa prorocze, i że tak szybko przyda mi sie ukończony kurs.
Dzięki Szymon ;)
Jakie były święta wiemy wszyscy. Biało, wietrznie i raczej mało wiosennie. Taka pogoda nie zachęca do spacerów, napewno nie do długich, co więc zostaje? Siedzenie w domu przy suto zastawionym stole i pochłanianie tysiecy kalorii (blachę ciasta to chyba w pojedynkę ogarnąłem). Człowiek czuje się coraz bardziej ospały, ciężki i leniwy - aktywność jak najbardziej zalecana (ja nie miałem warunków, w plecaku miałem tylko garnitur, parę koszul, kosmetyków i lakierki więc ani pobiegać ani poskakać).
Niejakim ratunkiem są wówczas dzieci - wulkany energii, aby za nimi nadążyć trzeba nie lada sprawności, a i spalić też coś można. Po za tym wyrywają z monotonii i pozwalaja dorosłym bezkarnie wrócić w świat dzieciństwa. Dzięki kursowi animatora zabaw dziecięcych, nie tylko umiałem przełamać odwieczną barierę jaką był dla mnie kontakt z małymi dziećmi (z nieco starszymi miałem kontakt w świetlicy środowiskowej przy kościele na Nowym Bytomiu), ale wiedziałem jak się nimi zająć aby nie było nudno. Skręcanie balonowych zwierzątek to wręcz idealny sposób na przełamanie lodów i ośmielenie dzieci do swojej osoby (udało mi się o tym przekonać na własnej skóze). O ile na początku zwierzątka wychodziły mi dość kalecznie, znałem jeden wzór, a co drugi balon podczas skręcania pękał mi w rękach, to ostatniego dnia świąt byłem już na stopniu zaawansowanym robiąc balonowe korony, żyrafy, pieski i kwiatki niczym stary cyrkowiec. Zabawy w "stary niedźwiedź mocno śpi" i "ciepło-zimno" też dostarczyły sporo radości obu stronom.
Mi święta minęły strasznie szybko, ale pozwoliły mi otworzyć w głowie pewne szufladki, dzięki którym przekonałem się że dzieci nie są takie złe, wystarczy je czymś zająć i stać się ich przyjacielem. Liczę, że jeżeli nawet kurs animatora nie przyda mi sie nigdy w pracy, to pewnie nie raz skorzystam z jego owoców w życiu codziennym.
:) lubię patrzeć na te Twoje zdjęcia z dziewczynkami Panie animatorze :)
OdpowiedzUsuń