Pół roku zleciało przez palce, i pomimo, że nie robiłem żadnych postanowień, wobec których powinienem czuć zobowiązania, dokonałem chłodnej kalkulacji i stwierdziłem smutno, że jeżeli szybko nie wprowadzę jakiejś modyfikacji, ten rok nie będzie się wcale różnił od poprzedniego.
Góry i szlaki, całe życie outdoorowe ciągle jest obecne, ale nie zawsze jest czas i środki aby ruszyć w plener. Przydałoby się więc coś, co nie wymaga wiele. Coś co można robić bez względu na miejsce, czas i środki finansowe. Najlepiej coś co stymuluje ciało i umysł i czyni je silniejszym...
Wiadomo, że chodzi o najefektywniejszą formę wysiłku aerobowego - bieganie. Do tego bieganie na dłuuugich dystansach. Cel wyznaczyłem sobie prosty i jak najbardziej do osiągnięcia: chcę w tym roku wystartować w co najmniej jednym maratonie i go ukończyć.
Cel jest i starania też zostały podjęte. Biegam dużo, coraz więcej. Czuje jak modyfikuje się mój organizm, nie tyko na sutek endorfin, ale i poprawy kondycji i ogólnej sprawności fizycznej. 60 km tygodniowo musi być. Jeden bieg dłuższy (co tydzień o parę kilometrów więcej), a pozostałe 3 treningi to solidne interwały, aby serducho dostało kopa!
Nie zależy mi na wyniku, chcę po prostu ukończyć dystans 42 km.
Za realizowanie celu wziąłem się poważnie, na tyle poważnie, że teraz jestem od tego uzależniony (od endorfin powysiłkowych też można się uzależnić). I zwyczajnie biegam kiedy tylko to możliwe.
W międzyczasie były zawody w biegu górskim na szczyt Pilska (piękna sprawa, cudowna atmosfera i... ta satysfakcja!!!) Później miał być "Bieg dla Słonia"... niestety musiałem odpuścić.
Pomimo niewyobrażalnej ochoty aby połączyć pasję biegania z oddaniem czci jednemu z wybitniejszych polskich himalaistów - Arturowi Hajzerowi - nie mogłem wziąć udziału w biegu. Ponieważ nieprzewidywany zabieg jaki przeszedłem, i możliwe komplikacje po nim, wykluczyły mnie na jakiś czas całkowicie z aktywności o średniej i wysokiej intensywności.
Dla Hajzera pobiegnę sam, jak tylko znowu będę mógł. Może to właśnie jego pamięci poświęcę maraton organizowany przez katowicki AWF - "Bieg Kukuczki". W końcu Hajzer i Kukuczka dobrze się znali, i obaj pozostali w górach.
"Nawet najdalszą podróż zaczyna się od pierwszego kroku" - Gautama Siddhartha Budda
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Artur Hajzer. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Artur Hajzer. Pokaż wszystkie posty
piątek, 9 sierpnia 2013
sobota, 13 lipca 2013
Czarny rok polskiego himalaizmu
Minęło zaledwie pół roku, a już rok 2013 można nazwać Czarnym Rokiem polskiego himalaizmu. Najpierw sukces pierwszego zimowego wejścia polskiej ekipy na Broad Peak (Adam Bielecki, Artur Małek, Maciej Berbeka, Tomasz Kowalski pod kierownictwem Krzysztofa Wielickiego), szybko zgaszony tragedią jaka się później wydarzyła - Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka pozostali w górach. Parę tygodni temu wyruszyła ekipa poszukiwawcza prowadzona przez Jacka Berbekę (brata Macieja), który pragnie odnaleźć brata i odpowiednio go pożegnać. Póki co zlokalizowano tylko jedno ciało na wysokości ok. 7900 m n.p.m, najprawdopodobniej jest to ciało Tomasza Kowalskiego, pokonanego przez chorobę wysokogórską. Co do Macieja dalej nic nie wiadomo, ale jeśli wierzyć krążącym w sieci opiniom, Maciej najprawdopodobniej odpadł od ściany i odnalezienie go będzie bardzo trudne o ile w ogóle możliwe.
Później, w maju, nieudana wyprawa Kingi Baranowskiej i Rafała Froni na Makalu (szczyt miał zostać zdobyty w stylu sportowym bez wspomagania tlenem z butli).
W tym samym czasie działała inna wyprawa - unifikacyjna wyprawa PZA na Dhaulagiri. Wyprawa nie miała na celu wykoania zadnych spektakularnych przejść, a jedynie zdobycie szczytu drogą normalną, a przez to oswojenie się uczestników z wysokimi górami co ma zaprocentować przy następnych wyprawach programu Polski Himalaizm Zimowy. W wyprawie uczestniczyli: Agnieszka Bielecka, Robert Cholewa wraz z Sherpą Sonamem, Marcin Miotk, Tamara Styś, Piotr Tomala, Jacek Żyłka Żebracki, a także kierownik Jerzy Natkański i Dariusz Załuski. Niestety wyprawa również zakończyła się niepowodzeniem.
I przyszedł czerwiec. Artur Hajzer (kierownik programu PHZ) i Marcin Kaczkan wyruszyli aby zdobyć Gasherbrumy (Gasherbrum I i Gasherbrum II). Zadanie to miało być o tyle trudniejsze, że zakładało zdobycie obu szczytów w trakcie jednego ataku trawersując przełęcz łączącą oba szczyty - Gasherbrum Col. W trakcie ataku szczytowego występowały wahania pogodowe i silny wiatr zmusił wspinaczy to rezygnacji jeszcze przed pierwszym wierzchołkiem. Powrót do bazy okazał się być trudny, być może zbyt trudne jak na panujące warunki atmosferyczne. W trakcie trudnego technicznie fragmentu drogi Artur Hajzer odpadł od ściany spadając w stronę kuluaru japońskiego. Marcin Kaczkan był świadkiem upadku. Widział ciało partnera, ale o wszystkim mógł poinformować dopiero po dotarciu do bazy głównej parę dni po wydarzeniu.
Zginął wybitny polski himalaista, twórca programu Polski Himalaizm Zimowy, właściciel marki odzieżowej HiMountain i bez wątpienia wspaniały człowiek. Jeszcze pół roku temu byłem na jego prelekcji w katowickim klubie podróżników Namaste, podpisał mi swoją książkę "Atak rozpaczy", uścisnął dłoń. Mówił wtedy że: "Góry nie są warte poświęcenia nawet paznokcia", a teraz sam zapłacił za nie najwyższą cenę...
Panie Arturze, czapki z głów!
Później, w maju, nieudana wyprawa Kingi Baranowskiej i Rafała Froni na Makalu (szczyt miał zostać zdobyty w stylu sportowym bez wspomagania tlenem z butli).
W tym samym czasie działała inna wyprawa - unifikacyjna wyprawa PZA na Dhaulagiri. Wyprawa nie miała na celu wykoania zadnych spektakularnych przejść, a jedynie zdobycie szczytu drogą normalną, a przez to oswojenie się uczestników z wysokimi górami co ma zaprocentować przy następnych wyprawach programu Polski Himalaizm Zimowy. W wyprawie uczestniczyli: Agnieszka Bielecka, Robert Cholewa wraz z Sherpą Sonamem, Marcin Miotk, Tamara Styś, Piotr Tomala, Jacek Żyłka Żebracki, a także kierownik Jerzy Natkański i Dariusz Załuski. Niestety wyprawa również zakończyła się niepowodzeniem.
I przyszedł czerwiec. Artur Hajzer (kierownik programu PHZ) i Marcin Kaczkan wyruszyli aby zdobyć Gasherbrumy (Gasherbrum I i Gasherbrum II). Zadanie to miało być o tyle trudniejsze, że zakładało zdobycie obu szczytów w trakcie jednego ataku trawersując przełęcz łączącą oba szczyty - Gasherbrum Col. W trakcie ataku szczytowego występowały wahania pogodowe i silny wiatr zmusił wspinaczy to rezygnacji jeszcze przed pierwszym wierzchołkiem. Powrót do bazy okazał się być trudny, być może zbyt trudne jak na panujące warunki atmosferyczne. W trakcie trudnego technicznie fragmentu drogi Artur Hajzer odpadł od ściany spadając w stronę kuluaru japońskiego. Marcin Kaczkan był świadkiem upadku. Widział ciało partnera, ale o wszystkim mógł poinformować dopiero po dotarciu do bazy głównej parę dni po wydarzeniu.
Zginął wybitny polski himalaista, twórca programu Polski Himalaizm Zimowy, właściciel marki odzieżowej HiMountain i bez wątpienia wspaniały człowiek. Jeszcze pół roku temu byłem na jego prelekcji w katowickim klubie podróżników Namaste, podpisał mi swoją książkę "Atak rozpaczy", uścisnął dłoń. Mówił wtedy że: "Góry nie są warte poświęcenia nawet paznokcia", a teraz sam zapłacił za nie najwyższą cenę...
Panie Arturze, czapki z głów!
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)