![]() |
Kiedy jako dziecko rozpoczynałem moją przygodę z górami (byłem siłą ciągany przez ojca, który swego czasu był zapalonym górołazem) ciągle panował PRL-owski trend na flanelowe koszule - które otrzymywał chyba każdy kto pracował z zakładzie pracy - jeansowe szorty, skórzane zimowe buciory, lub trampki (jak kto wolał), plecaki: popularne alpejki, i turystyczne kuchenki na spirytus. Każdy miał właściwie to samo wyposażenie, bez żadnych marek, bez żadnych logo, metek itp. Funkcyjność odzieży? Możemy się domyśleć, że wszystko musiało pięknie chłonąć pot i "orzeźwiająco" pachnieć, a membrany? hmm... wydaje mi się że jedyną osłoną przed atakami deszczu były gumowe lub foliowe peleryny. W takim razie dlaczego ludziom to wystarczało? Odpowiedź zdaje się być prosta - bo nie znali niczego lepszego. Z opowieści ojca i kilku przeczytanych artykułów w prasie turystycznej nasuwa mi się jeden wniosek: ówcześni turyści mogli się bez reszty oddać przyjemności wędrówki i podróżowania, turystyka górska była tania (spanie na glebie za symboliczną złotówkę a wrzątek w każdym schronisku za darmo) i ogólnodostępna (wiadomo jak było z wyjazdami za granicę).

A jak to jest dzisiaj? Piękna pogoda, promienie wczesnego słońca padają nam na twarz, a my ruszamy z Kuźnic w stronę Hali Gąsienicowej. Idzie spora grupa turystów i przy budce z biletami wstępu do Tatrzańskiego Parku Narodowego już uformowała się niewielka kolejka. Przede mną idzie para - oboje dumnie dźwigają plecaki z Arc'Teryxa w tym samym odcieniu, za mną zwolennicy Deutera, którzy wzajemnie zachwalali swoje plecaki dopóki strome podejście i zadyszka nie odebrały im głosu. Gdzieś w tłumie słyszę jak ktoś "próbuje" szeptać "patrz! On ma Asolo!", "ona ma Milo", "a ten ma Quechua! Co za amator". Spodnie z tego, polar z tego, kurtka z tego a majtki z czego innego, to, że niektóre rzeczy są lepsze a inne gorsze nie powinno mieć wpływu na postrzeganie innych turystów, w końcu łączy nas tam sama,




